Nigdy się specjalnie nie przejmowałem że mają mnie za dziwaka. Właściwie to nawet nie tak – ja nawet nie wiedziałem że tak jest, ale przypuszczam że gdybym wiedział; nic by mnie to nie obeszło. Zresztą, ta wiedza z czasem do mnie przyszła. Skonstatowałem z rozbawieniem sam fakt. I już…
W otaczającym naówczas kilkuletniego mnie świecie, imaginowałem czy to postacie czy wydarzenia równoprawne z dziejącą się realną rzeczywistością. Właściwie to też nawet nie do końca tak. Bo kreowanie zakłada świadomy czyn stwarzania, a tu wszystko działo się mimochodem, ot tak po prostu. Rzeczywistość jawiła mi się zbyt uboga.
Jedną z sytuacji nagminnych było nawiązywanie porozumienia, ożywianie przedmiotów pozornie martwych. Już nie mówię o takich banałach jak „czytanie” książki improwizowanym tekstem czy niewidzialne dla reszty świata postacie.
Samochody…. Dla trzy/ czterolatka to mocna magia. Wtedy jeszcze samochody były rozróżnialne – miały charakterystyczne lampy, wlot powietrza, zderzaki, linię nadwozia. Miały nawet różny i rozróżnialny gang silnika! Dla mnie miały przede wszystkim twarz… A to implikowało całą resztę. Linia lamp, wlotu i zderzaka układały się w maskę z konkretną miną. A co za tym idzie – każdy samochód miał własny charakter, humor i emocje. I co więcej – całym sobą do mnie mówił. Zupełnie odruchowo zawsze starałem się robić taką samą minę do każdego auta jaką ono robiło do mnie. Choćby przez grzeczność. I również przez grzeczność należało się odwrócić i zrobić adekwatną minę do „tylnej twarzy”. Czyli do rysunku lamp i zderzaka z tyłu. Ludzie byli zdziwieni i rozbawieni, rodzice zaniepokojeni małym chłopcem który na ruchliwej ulicy kręcił głową na wszystkie strony jak oszalały i stroił dzikie miny… Pamiętam kilkoro psychologów którzy zadawali mi pytania od sasa do lasa tylko nie zapytali wprost. Nie wnikałem w sens tych wizyt – dawano mi kredki, kartkę i zadawano różne delikatne pytania z których nic dla nich nie wynikało. Dopiero jeden doktor z gęstą czarną brodą zobaczył moją minę którą zrobiłem do syrenki na podwórku. Zrozumiał. (Sam zrobił adekwatny grymas) Mądry gość. Nie żeby się rodzice uspokoili….
Ostatnio siedziałem w jakimś ogródku piwnym tuż przy ogrodzeniu. Zaraz za nim była jezdnia. Kilkuletni brzdąc wykrzywia się do przejeżdżających samochodów, rozpoznałem sobie, swoją jazdę z dzieciństwa… Nie przejmował się otoczeniem, po prostu komunikował się z przejeżdżającymi samochodami. I to wcale udatnie. (znam się na tym!) A żebyście wiedzieli jak zrobił minę pt „Land Rover Defender z wyciągarką z przodu i rzędem lamp na dachu”! Mistrz!
„Nie jestem sam!” pomyślałem, i wykrzywiłem się do przejeżdżającego autobusu…
530142_205853309542550_1037101532_n

Komentarze

comments